.
|
On żyje, to my umieramy
Po śmierci Jana Pawła Drugiego
Nie ma sensu przymuszać się, aby pisać o Nim w czasie przeszłym.
Otrzymaliśmy Go jako dar i jako tajemnicę. Mieliśmy Go jako
dar, przeżywaliśmy jako tajemnicę. I tak mamy go nadal, tak go
będziemy pamiętać, wspominać. Ksiądz Janusz Pasierb napisał
po śmierci jednego ze swych księży-przyjaciół, że w poranek
dnia pogrzebu pomyślał sobie: - On żyje, to my umieramy. Dziś
to właśnie może sobie uprzytomnić każdy z nas myśląc o
Karolu Wojtyle, który wszedł do historii Polski, historii Kościoła,
historii powszechnej jako Jan Paweł II. Przyszła taka chwila, że
własną śmiertelność, własne przemijanie widzimy ostro w świetle
nieśmiertelności Jana Pawła II - tej nieśmiertelności, która
jest przedmiotem wiary i tej nieśmiertelności, która jest
laurem wieńczącym twórców historii.
Nie odszedł, nie minął, nie zamknęła się żadna księga, nie
zatrzasnęła epoka. Gdybyśmy pomyśleli, że odszedł, pomyślelibyśmy
wbrew Niemu. Bo wśród licznych nauk, jakie nam zostawił jest i
ta – dar, to jest zawsze przychodzące razem z darem zadanie. A
mnogość darów przyniesionych przez tego posłanego od Boga człowieka
oznaczać musi wielość zadań na nas nałożonych, wielość
spraw do załatwienia, prac do wykonania rękami, myślą, modlitwą.
Te zadania będą nam towarzyszyć aż do kresu naszego ziemskiego
żywota – czy je podejmiemy czy nie, czy je wykonywać będziemy
lepiej lub gorzej.
Widzę wśród tych zadań i takie – przeciwstawić się chwale
i sławie, pomnikom, kamieniom, akademiom ku czci. Nie dopuścić,
aby zamknięto w dworskich gestach pamięci kogoś, kto żyje i
działa. Nie być rytualną płaczką, pogrzebowym dzwonnikiem. Być
z Nim, podtrzymywać rozmowę, współdziałać. Widzę też, kto
to wielkie zadanie powinien wykonać – kto przede wszystkim. My
– pisarze, artyści, twórcy. Wierzący i niewierzący, chrześcijanie,
poszukujący, agnostycy i ateiści. Jan Paweł II to jeden z nas:
aktor i reżyser, poeta i intelektualista. Ileż razy podkreślał
łączącą nas bliskość, ile razy powierzał nam swoje myśli z
nadzieją na dialog, nakładał na nas zadania z wiarą, że je
podejmiemy. I nigdy nie dzielił nas na kościelnych i antykościelnych
w wielkim zawierzeniu, że musimy iść ku spotkaniu plątaniną własnych
ścieżek, także bezdrożem i pustkowiem.
Wspominam rok 1983, spotkanie twórców kultury z Janem Pawłem II
w warszawskim kościele Świętego Krzyża. Tam tak czuliśmy: tu,
w Polsce jesteśmy Jego dywizjami pancernymi, Jego husarią na
polu walki o ducha. Byliśmy sprzeciwem wobec brutalności,
chamstwa i głupoty stanu wojennego i jego maszynistów. Wnętrze
kościoła stało się nagle skrawkiem wyzwolonej Polski. Słuchaliśmy
Papieża i każdy aktor chciał być aktorem Papieża. malarz
chciał dla niego malować, pisarz iść w pisarstwie za Jego myślami.
Marzyła się nam wolność. Papież wkraczał w te marzenia ze
swoim postulatem wolności, która pozwala, aby prowadziła ją
prawda. Przyjmowaliśmy jak objawienie, że wolność jest wartością,
póki się o nią walczy, że wolność zdobyta okazuje się tylko
przestrzenią, w którą możemy wprowadzić inne wartości -
dobro, piękno, sprawiedliwość, solidarność. Byliśmy pewni,
że każdy z nas przyjmuje na drogowskaz życia i twórczości ten
wspaniały skrót myśli: "Głód wolności ostatecznie
zaspakaja się przez miłość."
Czy zostaliśmy, „hardymi duchami”, świętą husarią Króla
Ducha w białej sutannie?
Śmieszne pytanie, prawda? Trzeba było żyć. Poszliśmy w
codzienność trochę tylko lepsi. Aż doszliśmy do dzisiejszego
dnia, do rachunku sumienia robionego w drodze, bo przecież
idziemy, dalej idziemy z Nim.
Nasze zadanie jest i takie – pokazywać go żywego. To jest
warunek dialogu, nie da się prowadzić rozmowy z kolosem z
marmuru, tytanem zamienionym na spiż ani z gabinetem w watykańskim
muzeum. Idziemy z Nim, więc musi żyć jako człowiek. Posłany
nie tylko od Boga, posłany także od ludzi. W książce "Dar
i tajemnica", jaką wydał Papież w pięćdziesięciolecie
swoich święceń kapłańskich, pokazał, w jak wielkim stopniu
ukształtowali go ludzie, ile ludzkiej dobroci i mądrości złożyło
się na jego duchowe uformowanie. Przyjął w siebie dary ludzi
wielkich i małych. I to nie tylko biskupów i księży. Zanim
pojawił się w jego życiorysie kardynał Adam Stefan Sapieha,
arcybiskup krakowski, który ryzykując życiem prowadził w
czasach okupacji niemieckiej w swoim pałacu tajne seminarium
duchowne, był ojciec-oficer, byli nauczyciele gimnazjum
wadowickiego, potem świecki wychowawca młodzieży, nauczyciel
kontemplacji, Jan Tyranowski. Całe środowiska duchowe i
intelektualne wspomagały budowę wiary i intelektu przyszyłego
Papieża czyniąc z Jego formacji dar dla Kościoła polskiego.
Mamy teraz lawinę słów i obrazów, wiadomości o Papieżu,
analizy słów Papieża, próby podsumowania, syntezy. Ukazują
one zawsze obraz człowieka, który daje, rozdaje siebie, obdarza
otrzymanym od Boga słowem, rozdaje błogosławieństwa, różańce,
uśmiechy, daje nadzieję, daje przykład, naukę i napomnienie.
Ten prawdziwy obraz Papieża może nam przesłonić inną prawdę
o nim, prawdę o człowieku, który umiał przyjmować dary, umiał
ich szukać, zbierać dobro, gromadzić wartości. Mistyka i
teologia, filozofia i antropologia już od bardzo wczesnych lat
studenckich i seminaryjnych były obszarami zainteresowania przyszłego
Papieża, można jednak powiedzieć, że jego pierwsze kroki w
dziedzinie teatru, poezji, pisarstwa były równie wczesne. Kraków
był wyjątkowo przychylnym miejscem i środowiskiem dla tych prób,
była atmosfera tradycji kulturalnych, którą można było
oddychać, byli ludzie, od których można było się uczyć, którzy
mogli dać wskazówki, zachętę, a także możliwość
publikacji. Od tych ludzi przyjął dziedzictwo polskiego
romantyzmu, klasyczne tradycje Polski Śródziemnomorskiej,
wielkiego teatru. Wzbogaciły go kontakty ze środowiskami
uniwersyteckimi, z redakcjami takich pism jak „Tygodnik
Powszechny” i „Znak”. Był przyjacielem poetów, filmowców,
malarzy fotografików – a skoro był to i jest, tam na górze.
Jeśli dziś spoglądamy w minione lata pontyfikatu widzimy, że
przemówienia, homilie, listy, encykliki Jana Pawła II tworzą spójną
stylistycznie całość, są swoistym sposobem przedstawienia myśli,
w którym stanowczość nie przekreśla otwarcia na dialog,
precyzja łączy się z pięknem, a uniwersalność realizuje się
obok bardzo precyzyjnego wyczucia potrzeb konkretnych słuchaczy,
adresatów, grup wiernych.
Myślę, że wielu twórców porównywało swoją drogę rozwoju,
dochodzenia do sztuki z tą, jaką przebył Karol Wojtyła i myślało
– on jest jednym z nas. Czuliśmy bowiem w nim mistrza, ale może
bardziej partnera i przyjaciela – szczególnie po jego „Liście
do artystów” z 4 kwietnia 1999 roku. Był najwyższym
Duszpasterzem, ale razem z nami był kimś współtworzącym
uniwersum symboliczne polskiej myśli. Razem z nim gospodarzyliśmy
– jak tam kto potrafił – w emocjonalności Polaków, ich
wyobraźni. Jego książki, sztuki, poematy były częścią
polskiej literatury – „Dar i tajemnica”, „Tryptyk
rzymski”, „Przekroczyć próg nadziei”, „Pamięć i tożsamość”
– to było nasze wspólne.
Ten duszpasterz-aktor-filozof-pisarz miał dar skrótu myślowego.
Nieomylne były jego gesty – od ucałowania ziemi na Okęciu po
samotne milczenie na klęczniku w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Bezcenne były jego skrótowe katechezy, nie poddawały się łatwo
ani filozoficznej, ani teologicznej interpretacji, bo były poezją
intymnego spotkania. Wypowiadane wobec tłumów czyniły każdego
ze słuchaczy bliskim, osobiście zaproszonym do rozmowy.
„Przekroczyć próg nadziei”.” Wymagać od siebie, nawet gdy
nikt od nas nie wymaga”. ”Miara dana złu”. ”Posługa myśli-posługa
słowa”.„Miłość miłosierna-wyobraźnia miłosierdzia”.
Można by jeszcze szukać dalej, wyliczać, byle nie w czasie
przeszłym, w poetyce epitafium. To wszystko trwa w polszczyźnie,
będzie trwać w myśli, metaforze, języku, bo dalej idziemy
razem. I daleka jeszcze droga do zrozumienia, przyswojenia,
zagospodarowania tego daru, jakim jest Jan Paweł II – poeta skrótu
i myśliciel dalekosiężnych syntez i odkłamań. Jaka to wielka
i pyszna przygoda – wziąć się za bary ze spuścizną Jego orędzi
na Dzień Pokoju – z tylu, tylu lat, napisać syntetycznie –
czym ma być dla nas pokój. Jaka to ożywcza i trudna przygoda
– odnaleźć punkty wspólne encykliki o Duchu Święty
„Dominem et vivificantem” i współczesnej myśli politycznej.
Zgodność tu czy spór? Można by ciągnąć to wyliczenie, bo
gmach myśli wzniesiony przez naszego Partnera i Mistrza rozległy
jest, miejscami strzelisty jak gotyk, miejscami trudny jak
labirynt. Nauczanie o prawie narodów. Katechezy o roli ciała, małżeństwa,
płciowości. Pojęcie opcji na rzecz ubogich – to wszystko
zaproszenia do współpracy, tematy do transformacji, do sporu, do
metaforycznych obrazowań w filmie czy na scenie.
Jego dary stają się naszymi zadaniami, Jego dary stają się
pytaniami w naszym rachunku sumienia, Jego dary czekają aby je
odkryć. Czy może tu być czas na zastygnięcie w żałobie?
Lepiej uświadomić sobie jeszcze raz – on żyje, to my
umieramy. I mamy co robić, nim umrzemy.
Piotr WOJCIECHOWSKI
Piotr Wojciechowski – prozaik, publicysta,
geolog, alpinista, reżyser i krytyk filmowy, wykładowca szkoły
filmowej w Łodzi. Urodził się w 1938 roku. Wydał powieści:
„Kamienne pszczoły” (1967), „Czaszka w
czaszce” (1970), „Wysokie pokoje” (1977),
„Obraz napowietrzny” (1988), „Szkoła wdzięku i
przetrwania” (1995), „Harpunnik otchłani”
(1996), „Próba listopada” (2000), opowiadania:
„Ulewa, kometa, świński targ” (1974), „Manowiec”
(1978), „Półtora królestwa” (1984); cenione utwory
dla dzieci i młodzieży; scenariusze film.; zbiór felietonów
„Prawo tyraliery” (1980, pod pseud. Penetrator).
Publikowany tekst ukazał się w dzienniku
"Rzeczpospolita" (4 IV 2005).
|

Na zdjęciu:
Nagłówki
polskich
pism
po śmierci
Jana Pawła II
|